poniedziałek, 25 lipca 2016

Z przykrością stwierdzam, że nie zawiera...

Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 1/2016) 
Kilka najlepszych płyt wydanych w 2015 roku. Małe podsumowanie. Trochę nie fajnie to robić, bo przecież w czasach Internetu każdy zna się na wszystkim, może wyrazić swoją opinię, często niepochlebną i większość, szczególnie uzdolniona jak uważają sami o sobie, robi z tego użytek. Zaryzykuję i ja.

Pięć wydanych w 2015 roku płyt, których każdy powinien posłuchać.
No to proszę czytać, bo nie będę dwa razy powtarzać. Wybór jest, jak zwykle, subiektywny, i w większości, nie pochodzi z pierwszego sortu utworów nadawanych w polskojęzycznych i nie tylko, mediach. Z przykrością stwierdzam również, że krótka lista nie zawiera wykonawców polskich, co z pewnością narazi moją skromną osobę na zarzut kosmopolityzmu, a może nawet celowe propagowanie wzorców obcych narodowej kulturze i tradycji. Satysfakcji nie gwarantuję, bo przecież każdy ma inny gust, a sporo ludzi nie ma go wcale. Poniższe płytki mogą się spodobać po drugim, a może i trzecim przesłuchaniu. Wtedy słuchamy już tego, co znamy, więc polubić jest łatwiej. Dodam jeszcze, że lista jest całkowicie przeze mnie zmanipulowana i pisana pod własne dyktando. Płyt wysłuchałem wielokrotnie i mimo tego nie wzbudziły we mnie potrzeby ich „wygaszania”. Może, gdybym ich nie słuchał, miałbym o wiele więcej na ich temat do powiedzenia, ale jestem staromodny, słucham i oglądam dzieła, o których zdarza mi się pisać. W tej sprawie żadna zmiana, nawet dobra, raczej u mnie nie nastąpi.

Julia Holter „Have You In My Wilderness”, Domino Recording
Barokowy pop, jak ktoś ładnie nazwał zawartość tej przepięknej płyty, zasługuje na uwagę każdego, kto lubi muzykę wychodzącą poza schemat znany z list nadawanych w radiu piosenek. Cudowne aranżacje, melodie i klimat. Dla miłośników wczesnej Kate Bush i wszystkich innych.

King Crimson „Live At The Orpheum”, Discipline Global Mobile

Kolejne wcielenie legendy rocka. Jedna z niewielu grup, która ma ciągle coś do zagrania i robi to od lat z powodzeniem, nie będąc przy okazji parodią samej siebie. Trzech perkusistów (Bill Rieflin, Gavin Harrison, Pat Mastelotto) współpracowało już wcześniej z KC i Robertem Frippem.
Grający na saksofonie Mel Collins to członek King Crimson z lat siedemdziesiątych. Basista Tony Levin i najnowszy „nabytek” gitarzysta i wokalista Jakko Jakszyk uzupełniają tę mieszankę, którą Fripp nazwał siedmiogłową bestią. We wrześniu 2016 r. zagrają w Polsce cztery koncerty. Album „Live At The Orpheum” do bardzo dobry „starter” dla słuchaczy dopiero poznających twórczość „Karmazynowego Króla”. I radość dla fanów.

Algiers “Algiers” (Matador Records)
Najlepszy debiut 2015 roku. Najlepszy koncert na katowickim Off Festivalu 2015.
Muzyka pełna niespodzianek, niepokoju, wciągająca i niepodlegająca
zaszufladkowaniu. Perła pod każdym względem.

Father John Misty „I Love You, Honeybear” (Sub Pop Records)
Umieszczenie tego albumu na mojej subiektywnej liście najlepszych płyt wydanych w 2015 r. demaskuje mnie całkowicie, jako zramolałego, sentymentalnego i tęskniącego za czymś ulotnym i nieokreślonym głupka. Joshua Tillman znany szerszej publiczności bębniarz amerykańskiej formacji Fleet Foxes, jako Father John Misty przeistoczył się w autora doskonałych piosenek. Robi to świetnie. Udowadnia, że w dzisiejszych czasach jest miejsce na bezpretensjonalną i po prostu 
ładną twórczość. Całkowicie niemodne brzmienie, jakie możemy spotkać jeszcze na płytach Brytyjczyków z Belle And Sebastian. Jeśli ktoś myśli, że ładna muzyka oznacza również grzeczne i płytkie teksty o miłości, to się myli. Weźmy choćby taki fragment utworu „Holy Shit”: Ancient holy wars/ Dead religions, holocausts/ New regimes, old ideals/ That's now myth, that's now real. Na bankiecie u pana prezydenta (amerykańskiego, oczywiście) tego raczej nie zagrają.

Møster „When You Cut Into The Present” (Hubro)
Norweska supergrupa: Ståle Storløkken (Supersilent), Nikolai Eilertsen (Elephant 9, Big Bang), Kenneth Kapstad (Motorpsycho) pod wodzą saksofonisty Kjetila Møstera (Ultralyd, Zaussi Five, The Core, Chick Corea), od którego nazwiska wzięła swą nazwę.
Gratka dla miłośników muzyki improwizowanej w stylu Johna Zorna, czy mistrza lidera grupy, Johna Coltrane’a z punkowym zacięciem. Płyta była nagrywana na żywo. Muzyka,
którą gra Møster chwilami przypomina utwory Morphine, ale na jakimś dziwnym wspomagaczu.
Czego i Wam w Nowym Roku życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz