Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 2/2016)
Trudno uwierzyć, ale ten zespół nagrywa już od blisko
25 lat. Poprzednie płyty charakteryzowały się, mniej lub bardziej,
wyeksponowanym szaleństwem i skłonnością do muzycznych eksperymentów. Ten album
jest nieco inny.
Ukłon w stronę wczesnego Pink Floyd to pierwsze, co
przychodzi na myśl, podczas słuchania najnowszych kompozycji ekscentrycznych
Norwegów. Kto lubi Stevena Wilsona, też nie powinien być rozczarowany. Trochę
brakuje psychodelii i zakręconych kompozycji, jakie znamy, chociażby ze
znakomitej płyty „Behind the Sun” z 2014 r. Są natomiast piękne harmonie
wokalne, snujące się kompozycje nawiązujące do najlepszych momentów
wspomnianego Pink Floyd czy Grateful Dead. Płyta ma klimat przełomu lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Jest kontynuacją „progresywnego” brzmienia
grupy, które poznaliśmy niespełna 6 lat temu.
Motorpsycho to w zasadzie tradycyjne trio składające
się z basisty, perkusisty i gitarzysty. Jednak instrumenty klawiszowe odgrywają
w ich muzyce ważną rolę. Na ostatnich płytach grają na nich zaprzyjaźnieni
norwescy muzycy Ståle Storløkken (Elephant9) i Thomas Henriksen, ten ostatni,
na najnowszej produkcji, odpowiedzialny również za brzmienie zespołu.
„Zabawki”, na których „czarują” muzycy, pochodzą
głównie z wyprzedaży starych instrumentów i wzmacniaczy, a przynajmniej tak
brzmią. Nie trzeba dodawać, że to w zalewie plastiku sączącego się z rozgłośni
radiowych, olbrzymia zaleta.
Oprócz oryginalnych kompozycji na płycie znalazł się
jeden cover utworu „Spin, spin, spin” pochodzącej z 1968 r. kompozycji, którą
umieścił na swojej płycie folkowy muzyk Terry Callier. Wersja zaproponowana
przez Motorpsycho jest bardziej „psycho” i wokalnie przypomina kapitalne
chórki, jakie znamy z nagrań The Byrds, czy Crosby, Stills, Nash and Young.
Jest już teledysk do tego utworu i panowie z tej niekonwencjonalnej norweskiej
grupy wyglądają w nim jak ich idole w latach siedemdziesiątych.
Komu brakuje szaleństwa, to ma go trochę w utworze
I.M.S. najbardziej nawiązującym do wcześniejszych dokonań grupy. Przyjemna płyta dla każdego, kto lubi dobrą muzykę. I
słucha płyt w całości. To chyba nie dla każdego.
Motorpsycho „Here Be Monsters”
(Rune Grammofon, 2016).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz