niedziela, 24 lipca 2016

Co to za historia? (Steven Wilson “Hand.Cannot. Erase”)

Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 2/2015)
Kolejny dowód na to, że Steven Wilson nie lubi pozostawać w jednej muzycznej „szufladzie”. Poprzednia płyta artysty "The Raven That Refused to Sign and Other Stories", była hołdem złożonym zespołom progresywnego rocka grającym w latach siedemdziesiątych.
Niekoniecznie tym najbardziej znanym w Polsce. Muzycznie bliżej jej było do twórczości takich zespołów jak Gong, Caravan, Egg, niż Genesis czy Yes. Należy dodać, że był to hołd bardzo udany. W przypadku najnowszej płyty, nagranej praktycznie w tym samym składzie, co wspomniany album mamy do czynienia z powrotem do bardziej art rockowej formy. Nie jest to zarzut, bo poziom jest nadal nieosiągalny dla większości młodych zespołów. Płyta „Hand.Cannot.Erase.” jest oparta na jednej historii, co cechowało sporo wydawnictw ze złotej
epoki artystycznego rocka.
Jaka to historia? Ciekawych zachęcam do poszukania tu i tam lub zakupu tego pięknego wydawnictwa. Utwory na płycie trzymają klasę. Szczególnie miłośnicy instrumentów klawiszowych będą mieli czego posłuchać. Adam Holzman, niegdyś grający z Milesem Davisem jest w znakomitej formie. Dostał szerokie pole do popisu. Inny wspaniały wirtuoz, gitarzysta Guthrie Govan (kolega perkusisty Wilsona, Marco Minnemanna z jazz rockowej grupy The Aristocrats) tym razem nie jest pierwszoplanową postacią wśród towarzyszących Stevenowi muzyków. Chociaż gra zjawiskowo, to jednak bardziej tradycyjnie, niż ma w zwyczaju. 
Płyta zachwyci fanów wczesnego Porcupine Tree oraz Pink Floyd, ale tych sprzed „The Wall”. I tylko żal, że wspaniały muzyk grający na instrumentach dętych, Theo Travis tym razem sobie nie pograł. Zapomniałem dodać (ach ci mężczyźni zawsze zapominający o płci pięknej!), że nowe postacie pojawiające się na „Hand.Cannot.Erase” to panie Katherine Begley i Ninet Tayeb. Jedno jest pewne: Steven Wilson rządzi! 
Steven Wilson “Hand.Cannot. Erase”, Kscope 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz