Paweł Chmielewski
("Projektor" - 2/2014)
Z Rafałem Gęborkiem, trębaczem, muzykiem sesyjnym,
pedagogiem, kompozytorem, starachowiczaninem
mieszkającym w Kielcach rozmawia Paweł Chmielewski.
Zacznijmy od skróconego
życiorysu. Urodziłeś się w roku orwellowskiem – 1984. Skończyłeś Edukację
Artystyczną w Zakresie Sztuki Muzycznej na kieleckim uniwersytecie.
– Dotychczas się zgadza.
Grałeś z...?
– Grupą Automatik, Letko (płytę
„Origami” recenzowaliśmy w poprzednim numerze – red.), Stanisławem Soyką,
Kiniorem, Medium, Bronisławem Opałko, Agnieszką Kowalczyk, Piotrem Resteckim,
Markiem Terczem, MENoMiNi, Juniors Band Starachowice, ADHDub, Natural Beat
Band... Może wystarczy?
Fot. Agnieszka Łuczyńska |
Powiedz jeszcze, gdzie?
– Na Firmamencie, Memorial to Miles, Jazz Juniors, Festiwalu Muzycznym im. Krystyny
Jamroz w Busku-Zdroju, Hasarapasie, Heineken Opener Festiwal, Old Jazz Meeting, Złotej
Tarce, w teatrach,... i wielu innych.
Dodajmy jeszcze kilka płyt: Medium „Alternatywne źródło
energii”, „Teoria równoległych wszechświatów”,
Juniors Band Starachowice – „Jaki piękny jest świat”, Stanisław Soyka
Sextet „Studio Wąchock”, Natural Beat Band „Striped
Flint” i „Stado”.
– To te najważniejsze.
Spotykamy się natomiast w prywatnym mieszkaniu
zamienionym na studio nagraniowe. Co to będzie za płyta?
– Więcej niż płyta. Raczej rozbudowany muzyczny
projekt. Razem z Jackiem Gołdą i Markiem Gawęckim tworzymy materiał, który
starczy na kilka krążków. To bardzo osobisty projekt, bez – czegoś, co
nazwałbym zewnętrznym naciskiem – bez określonego terminu, pośpiechu,
narzuconej linii muzycznej, narzuconego stylu. Świetnie się dogadujemy,
spotykamy, a niedługo wchodzimy do profesjonalnego studia.
Takie swobodne poruszanie się między gatunkami
nie sprawia Ci chyba raczej problemu. Grasz zarówno z jazzmanami, twórcami
muzyki elektronicznej i poważnej.
– Niedługo z Agnieszką Kowalczyk nagrywam płytę, na
której znajdą się klasyczne utwory religijne, „Pieśni
dusz”. Nie uciekam od żadnego gatunku. Każdy z nich to nowe
doświadczenie, forma eksperymentu. To pozwala uzyskać kilka elementów –
pracować nad sobą, nad przejrzystością brzmienia, poszukiwać kwintesencji
muzyki.
Kształtować charakter.
– Również. Nawet przede wszystkim.
Cały czas mówimy o trąbce. Jak wszystko się
zaczęło?
– Był rok 1992 lub 93. Mój ojciec był nauczycielem
muzyki w Starachowicach. Grał na saksofonie. W orkiestrze szkolnej brakowało im
trąbek. Tak to się zaczęło, a potem już uczyłem się sam.
Słuchając, podpatrując.
– Słuchając, podpatrując i podziwiając. Przede
wszystkim wielkich indywidualistów. Jak Miles Davis, Erik Truffaz, Christian
Scott, Mathias Eick, Aphex Twin, Squarepusher.
Grę na trąbce traktujesz chyba jak rytuał?
– Trąbka jest magicznym instrumentem. Granie na niej
to styl życia. Zwłaszcza w kontakcie z publicznością. Trąbka pozwala mi wydobyć
nie tylko niesamowite dźwięki, ale przekazać emocje, odkryć to, co ukryte.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz