sobota, 23 lipca 2016

Magiczna trąbka (Wywiad z trębaczem i kompozytorem Rafałem Gęborkiem)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 2/2014)
Z Rafałem Gęborkiem, trębaczem, muzykiem sesyjnym, pedagogiem, kompozytorem, starachowiczaninem mieszkającym w Kielcach rozmawia Paweł Chmielewski.

Zacznijmy od skróconego życiorysu. Urodziłeś się w roku orwellowskiem – 1984. Skończyłeś Edukację Artystyczną w Zakresie Sztuki Muzycznej na kieleckim uniwersytecie.
– Dotychczas się zgadza.
Grałeś z...?
– Grupą Automatik, Letko (płytę „Origami” recenzowaliśmy w poprzednim numerze – red.), Stanisławem Soyką, Kiniorem, Medium, Bronisławem Opałko, Agnieszką Kowalczyk, Piotrem Resteckim, Markiem Terczem, MENoMiNi, Juniors Band Starachowice, ADHDub, Natural Beat Band... Może wystarczy?
Fot. Agnieszka Łuczyńska
Powiedz jeszcze, gdzie?
– Na Firmamencie, Memorial to Miles, Jazz Juniors, Festiwalu Muzycznym im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, Hasarapasie, Heineken Opener Festiwal, Old Jazz Meeting, Złotej Tarce, w teatrach,... i wielu innych.
Dodajmy jeszcze kilka płyt: Medium „Alternatywne źródło energii”, „Teoria równoległych wszechświatów”, Juniors Band Starachowice – „Jaki piękny jest świat”, Stanisław Soyka Sextet „Studio Wąchock”, Natural Beat Band „Striped Flint” i „Stado”.
– To te najważniejsze.
Spotykamy się natomiast w prywatnym mieszkaniu zamienionym na studio nagraniowe. Co to będzie za płyta?
– Więcej niż płyta. Raczej rozbudowany muzyczny projekt. Razem z Jackiem Gołdą i Markiem Gawęckim tworzymy materiał, który starczy na kilka krążków. To bardzo osobisty projekt, bez – czegoś, co nazwałbym zewnętrznym naciskiem – bez określonego terminu, pośpiechu, narzuconej linii muzycznej, narzuconego stylu. Świetnie się dogadujemy, spotykamy, a niedługo wchodzimy do profesjonalnego studia.
Takie swobodne poruszanie się między gatunkami nie sprawia Ci chyba raczej problemu. Grasz zarówno z jazzmanami, twórcami muzyki elektronicznej i poważnej.
– Niedługo z Agnieszką Kowalczyk nagrywam płytę, na której znajdą się klasyczne utwory religijne, „Pieśni dusz”. Nie uciekam od żadnego gatunku. Każdy z nich to nowe doświadczenie, forma eksperymentu. To pozwala uzyskać kilka elementów – pracować nad sobą, nad przejrzystością brzmienia, poszukiwać kwintesencji muzyki.
Kształtować charakter.
– Również. Nawet przede wszystkim.
Cały czas mówimy o trąbce. Jak wszystko się zaczęło?
– Był rok 1992 lub 93. Mój ojciec był nauczycielem muzyki w Starachowicach. Grał na saksofonie. W orkiestrze szkolnej brakowało im trąbek. Tak to się zaczęło, a potem już uczyłem się sam.
Słuchając, podpatrując.
– Słuchając, podpatrując i podziwiając. Przede wszystkim wielkich indywidualistów. Jak Miles Davis, Erik Truffaz, Christian Scott, Mathias Eick, Aphex Twin, Squarepusher.
Grę na trąbce traktujesz chyba jak rytuał?
– Trąbka jest magicznym instrumentem. Granie na niej to styl życia. Zwłaszcza w kontakcie z publicznością. Trąbka pozwala mi wydobyć nie tylko niesamowite dźwięki, ale przekazać emocje, odkryć to, co ukryte.
Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz