Łukasz Rakalski
("Projektor" - 4/2015)
Trzymam w rękach
najnowszy album Włodka Pawlika i nie mogę powstrzymać zdziwienia. Na płycie,
obok autorskich kompozycji, znajdują się jazzowe interpretacje utworów Chopina,
Paderewskiego oraz autorska muzyka Pawlika do filmów „Rewers” i „Wrony”. Tymczasem na okładce wytłuszczonym drukiem widnieje tytuł „America”.
Autor tłumaczy, iż jest to metafora, która odnosi się do wiecznego marzenia
człowieka Europy o Ziemi Obiecanej i odkryciu lepszego, Nowego Świata. W jego
przypadku była to podróż do Stanów Zjednoczonych w 1988 r. na półfinał konkursu
Thelonious Monk International Piano Competition, w trakcie której powstał szkic
pierwszego utworu z niniejszej płyty.
Tytułowa ścieżka od samego początku urzeka optymistycznym tonem, płynącym z
dźwięków fortepianu. Mimo, że sposób narracji jest dość prozaiczny i
powtarzalny, na korzyść działają bardzo energetyczne improwizacje Pawlika i
Pawła Pańty na kontrabasie.
Interpretacja mazurka Chopina z ciekawymi współbrzmieniami, przypomina
bossa novy Antônio Carlosa
Jobima. Równie interesujący jest nokturn. Jego prostolinijne
przeniesienie do ballady jazzowej uzmysławia, ile jazzu ma w sobie kompozycja
Paderewskiego, bądź, jak muzyka Pawlika w pewnym stopniu pozostaje w dystansie
do głównego nurtu jazzu. Zależy od punktu widzenia.
W „Blue Munk” pojawia się mocny akcent w postaci żywiołowej improwizacji
Cezarego Konrada. Utwór charakteryzuje bardzo nośny, przekonywujący groove,
który jest jednostajny i z czasem staje się trochę nużący. Jest to cecha, która
w dużej mierze odnosi się do całego albumu. Posiada przez to nieco szablonowy
wydźwięk.
Bardzo korzystnie na tym tle wypada nowa interpretacja motywu z filmu
„Wrony”, który przypomina o bardzo wrażliwej i pełnej emocji stronie Pawlika.
Ciekawostką jest również pojawienie się na płycie wiolonczelisty Łukasza
Pawlika w utworze „The Queen of Cold”, pochodzącym ze sztuki Teatru Telewizji
„Królowa Chłodu”. Trzeba przyznać, że utwór brzmi spójnie z pozostałym
materiałem przede wszystkim dzięki zręcznej narracji Włodka na fortepianie.
Na zakończenie warto wspomnieć także o realizacji dźwięku. Wszystkie
żywiołowe kompozycje na płycie są w bardzo wysokim stopniu skompresowane. Jest
to w zgodzie z mocnym, rockowym pierwiastkiem w stylu Pawlika. Niestety na
kilku ścieżkach (włączając w to tytułowy utwór) pojawia się przesterowany
dźwięk, co w pewnym stopniu utrudnia pełne zaangażowanie
się w zaprezentowaną muzykę.
„America” to sentymentalna podróż Pawlika do przeszłości. Mimo, iż zawiera
mnóstwo polskich akcentów, jej tytuł jest w pełni uzasadniony. Album
reprezentuje, jak autor sam określa, pragmatyczny sposób myślenia o muzyce,
daleki od „polityki kulturalnej” uprawianej przez europejskie ministerstwa
kultury. W praktyce może to oznaczać jednak, że wielu miłośników jazzu
przejdzie obok niej obojętnie.
Włodek Pawlik Trio, „America”, Fonografika, 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz