niedziela, 24 lipca 2016

Podłącz, czytaj, słuchaj (Simon Reynolds, „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978-1984”)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2015)
W monumentalnym cyklu Marcela Prousta jest genialne zdanie o hrabinie, która ucząc się kroków foxtrota, nie wiedziała, że tańczy po kolana w grobie. Była jak kolorowi, teatralnie przebrani, podstarzali wyznawcy muzyki punkowej, którzy na londyńskim Soho żądali od turystów pięciu funtów za sfotografowanie. Była jak niektórzy bohaterowie książki Simona Reynoldsa o postpunku.
Jak John Lydon, poszukiwacz, jeden z założycieli ruchu, najpierw wokalista Sex Pistols, potem zaprzeczającego ich ideologii i muzyce zespołu PIL, aby u schyłku wieku stać się własną parodią, reaktywując Pistolsów. „Podrzyj, wyrzuć, zacznij” jest napisana z charakterystyczną dla brytyjskiego dziennikarstwa swobodą, łączącą fakty z anegdotą, encyklopedyzm z popularyzatorstwem i ekscytującą dygresją. Jakby skrzyżowanie Paula Johnsona z „Narodzin nowoczesności” z „Outsiderem” Colina Wilsona. Jeśli jesteśmy przy wariackich i obrazoburczych skojarzeniach, to napiszę, że to Proust dla wyznawców Talking Heads, New Order i Joy Division. Jak w podróży od „strony Swanna” do „Czasu odnalezionego” trzeba wyliczyć tydzień absolutnego poświęcenia. Tylko czytać. Genialne asocjacje Francuza polecam zastąpić tutaj stałym łączem internetowym. Napisana w 2005 r., książka Reynoldsa lepiej smakuje. Kilka kartek lektury i skok do YouTube. Zwichrowane projekty Malcolma McLarena nabierają barw, postrzegamy jak z postpunku wyrasta new romantic, odnowiony zostaje rock dzięki melanżowi gotyku i eposów przedchrześcijańskich, wymyślono sample hip-hopu spod znaku Art of Noise.
Autor, publicysta m.in. „Melody Maker” i „The Wire” stawia tezę – punk w sensie muzycznym nie był niczym ciekawym, punkt zwrotny po hipisowskiej rewolcie lat 60. nastąpił w 1978 r. w robotniczych, zdehumanizowanych dzielnicach Manchesteru, Leeds i Cleveland. To czas dziwny i fascynujący – po obu stronach Atlantyku dojrzewa konserwatywna opresja (thatcheryzm i reaganomika), zaś artyści zakładają wytwórnie, sklepy muzyczne i rozgłośnie działające jak spółdzielnie pracy. Nagrania i wywiady skrzą się od dygresji politycznych, literackich, odwołań do antropologii i historii sztuki. Kto nie jest oczytany ten nie założy zespołu. Tytuł kroniki Reynoldsa to aluzja do – futurystycznej – odnowy po okresie absolutnej władzy punkowych zespołów i do frazy z singla grupy Desperate Bicycles: Wytnij, wytłocz i rozprowadź/ Muza z ksero tu i teraz.
Teatralność, performance, widowiskowe szokowanie mieszczucha nie było niczym nowym – zdawać musieli sobie z tego sprawę artyści – nawiązując w nazwach zespołów do ruchu dada i surrealizmu (Cabaret Voltaire, Pere Ubu), lecz rozegrali partię w postindustrialnym krajobrazie. Reynolds potrafi ironicznie podsumować sceniczny image wokalisty Bauhausu, analizuje dziwaczny, przybierający cechy nacjonalizmu „kwasowy faszyzm” i fascynację Mansonem. Requiem dla postpunkowej rewolty, która trwała kilka lat, stała się niebotyczna liczba sprzedawanych płyt, pączkowanie klubów muzycznych i promująca nurt na całym świecie MTV.
Simon Reynolds, „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978-1984”, s. 558, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz