Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2015)
W monumentalnym cyklu Marcela Prousta jest genialne zdanie
o hrabinie, która ucząc się kroków foxtrota, nie wiedziała, że tańczy po kolana
w grobie. Była jak kolorowi, teatralnie przebrani, podstarzali wyznawcy muzyki
punkowej, którzy na londyńskim Soho żądali od turystów pięciu funtów za
sfotografowanie. Była jak niektórzy bohaterowie książki Simona Reynoldsa o
postpunku.
Jak John Lydon,
poszukiwacz, jeden z założycieli ruchu, najpierw wokalista Sex Pistols, potem
zaprzeczającego ich ideologii i muzyce zespołu PIL, aby u schyłku wieku stać
się własną parodią, reaktywując Pistolsów. „Podrzyj, wyrzuć, zacznij” jest
napisana z charakterystyczną dla brytyjskiego dziennikarstwa swobodą, łączącą
fakty z anegdotą, encyklopedyzm z popularyzatorstwem i ekscytującą dygresją.
Jakby skrzyżowanie Paula Johnsona z „Narodzin nowoczesności” z „Outsiderem”
Colina Wilsona. Jeśli jesteśmy przy wariackich i obrazoburczych skojarzeniach,
to napiszę, że to Proust dla wyznawców Talking Heads, New Order i Joy Division.
Jak w podróży od „strony Swanna” do „Czasu odnalezionego” trzeba wyliczyć
tydzień absolutnego poświęcenia. Tylko czytać. Genialne asocjacje Francuza
polecam zastąpić tutaj stałym łączem internetowym. Napisana w 2005 r., książka
Reynoldsa lepiej smakuje. Kilka kartek lektury i skok do YouTube. Zwichrowane
projekty Malcolma McLarena nabierają barw, postrzegamy jak z postpunku wyrasta
new romantic, odnowiony zostaje rock dzięki melanżowi gotyku i eposów
przedchrześcijańskich, wymyślono sample hip-hopu spod znaku Art of Noise.
Autor, publicysta m.in. „Melody Maker” i „The Wire”
stawia tezę – punk w sensie muzycznym nie był niczym ciekawym, punkt zwrotny po
hipisowskiej rewolcie lat 60. nastąpił w 1978 r. w robotniczych,
zdehumanizowanych dzielnicach Manchesteru, Leeds i Cleveland. To czas dziwny i
fascynujący – po obu stronach Atlantyku dojrzewa konserwatywna opresja
(thatcheryzm i reaganomika), zaś artyści zakładają wytwórnie, sklepy muzyczne i
rozgłośnie działające jak spółdzielnie pracy. Nagrania i wywiady skrzą się od
dygresji politycznych, literackich, odwołań do antropologii i historii sztuki.
Kto nie jest oczytany ten nie założy zespołu. Tytuł kroniki Reynoldsa to aluzja
do – futurystycznej – odnowy po okresie absolutnej władzy punkowych zespołów i
do frazy z singla grupy Desperate Bicycles: Wytnij, wytłocz i rozprowadź/
Muza z ksero tu i teraz.
Teatralność, performance, widowiskowe szokowanie mieszczucha
nie było niczym nowym – zdawać musieli sobie z tego sprawę artyści – nawiązując
w nazwach zespołów do ruchu dada i surrealizmu (Cabaret Voltaire, Pere Ubu),
lecz rozegrali partię w postindustrialnym krajobrazie. Reynolds potrafi
ironicznie podsumować sceniczny image wokalisty Bauhausu, analizuje dziwaczny,
przybierający cechy nacjonalizmu „kwasowy faszyzm” i fascynację Mansonem.
Requiem dla postpunkowej rewolty, która trwała kilka lat, stała się niebotyczna
liczba sprzedawanych płyt, pączkowanie klubów muzycznych i promująca nurt na
całym świecie MTV.
Simon Reynolds, „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz.
Postpunk 1978-1984”, s. 558, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz