Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 3/2016)
Pierwsza australijska grupa, której nową płytę mam przyjemność recenzować w „Projektorze”. Jedna z tych grup, która wymyka się klasyfikacjom i szufladkowaniu. Czyni tak od pięciu lat.
W ciągu tego czasu wydała między innymi płyty: akustyczną „Paper Mâché Dream Balloon”, jazz rockową „Quarters” i neo-psychodeliczną „I'm in Your Mind Fuzz”. Najnowsza produkcja Australijczyków jest najbardziej jednorodną propozycją. Nawiązuje do „albumów koncepcyjnych” grup znanych z lat siedemdziesiątych, ale również do współczesnych „dziwnych” kapel w rodzaju The Flaming Lips czy Thee of Sees.
Jeśli ktoś lubi wspomniane formacje ze względu na ich niestandardowość, to powinien natychmiast włączyć “Nonagon Infinity”. Sami muzycy mówią, że jest to pierwsza na świecie płyta nagrana na zasadzie nieskończonej pętli (infinite loop).
Dla mnie w tej muzyce bardzo ważna jest jedna rzecz, nieoczywista dla innych recenzentów, co zauważyłem, błądząc po Internecie. King Lizard & The Lizard Wizard są kontynuatorami spuścizny artystycznej innego Australijczyka, Daevida Allena, lidera Gong. Wiele ten fakt tłumaczy. Bo Gong, to jedna z najważniejszych grup w historii nowoczesnego rockowego i jazz rockowego grania.
Duch Allena jest na płycie obecny i między innymi, dlatego “Nonagon Infinity”, jest jednym z najlepszych albumów rockowych, jakie słyszałem w tym roku. Kto wie, czy nie najlepszym? Wciągającym, świetnie zagranym, z pomysłami, które nie trącą kopiowaniem, tego, co było grane sto tysięcy razy, w ubiegłym stuleciu. I na swój sposób dowcipnym.
Popis wyobraźni, niestandardowego myślenia. A po ostatnim numerze „Road Train” chce się natychmiast włączyć album od początku. Ta kapitalna płyta to rzeczywiście rodzaj „nieskończonej pętli”. Dajcie się wkręcić w tę pętlę. I słuchajcie głośno. Koniecznie.
Lizard Wizard King Gizzard & The Lizard Wizard, “Nonagon Infinity”, ATO Records, 2016.
W ciągu tego czasu wydała między innymi płyty: akustyczną „Paper Mâché Dream Balloon”, jazz rockową „Quarters” i neo-psychodeliczną „I'm in Your Mind Fuzz”. Najnowsza produkcja Australijczyków jest najbardziej jednorodną propozycją. Nawiązuje do „albumów koncepcyjnych” grup znanych z lat siedemdziesiątych, ale również do współczesnych „dziwnych” kapel w rodzaju The Flaming Lips czy Thee of Sees.
Jeśli ktoś lubi wspomniane formacje ze względu na ich niestandardowość, to powinien natychmiast włączyć “Nonagon Infinity”. Sami muzycy mówią, że jest to pierwsza na świecie płyta nagrana na zasadzie nieskończonej pętli (infinite loop).
Dla mnie w tej muzyce bardzo ważna jest jedna rzecz, nieoczywista dla innych recenzentów, co zauważyłem, błądząc po Internecie. King Lizard & The Lizard Wizard są kontynuatorami spuścizny artystycznej innego Australijczyka, Daevida Allena, lidera Gong. Wiele ten fakt tłumaczy. Bo Gong, to jedna z najważniejszych grup w historii nowoczesnego rockowego i jazz rockowego grania.
Duch Allena jest na płycie obecny i między innymi, dlatego “Nonagon Infinity”, jest jednym z najlepszych albumów rockowych, jakie słyszałem w tym roku. Kto wie, czy nie najlepszym? Wciągającym, świetnie zagranym, z pomysłami, które nie trącą kopiowaniem, tego, co było grane sto tysięcy razy, w ubiegłym stuleciu. I na swój sposób dowcipnym.
Popis wyobraźni, niestandardowego myślenia. A po ostatnim numerze „Road Train” chce się natychmiast włączyć album od początku. Ta kapitalna płyta to rzeczywiście rodzaj „nieskończonej pętli”. Dajcie się wkręcić w tę pętlę. I słuchajcie głośno. Koniecznie.
Lizard Wizard King Gizzard & The Lizard Wizard, “Nonagon Infinity”, ATO Records, 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz