niedziela, 24 lipca 2016

... pewnie oni rację mają (Dominika Węcławek, Marcin Flint, Tomasz Kleyff, Andrzej Cała, Kamil Jaczyński, „Antologia polskiego rapu”, Narodowe Centrum Kultury)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2015)
I dalej: Czy chcesz tego czy nie. Zapamiętaj jedno – dźwięk grzmiał z kilkunastu okien na każdym kieleckim osiedlu. Liroy (Piotr Marzec) śpiewał?/ melorecytował dalej: Że o Kielcach, o Kielcach ta historia/ Mieście pełnym cudów, brudów. Przyjechałem z Krakowa i po kilku dniach nienawidziłem serdecznie „Scyzoryka”. Tak musi wyglądać piekło – pomyślałem, a to rodził się polski rap.
Robert Litzy z Acid Drinkers, stwierdził jeszcze w studio, że taki „utwór o lokalnych sprawach” nigdy nie będzie przebojem. Grzegorz Skawiński dograł gitarowy riff i „Scyzoryk” stał się pierwszym singlem hiphopowym zauważonym poza środowiskiem.
Minęło 19 lat (od nagrania) i Narodowe Centrum Kultury wydaje „Antologię polskiego rapu”. We wstępie – będącym skróconym kompendium historycznym gatunku w Polsce – Tomasz „CNE” Kleyff stawia tezę, że rap był najważniejszym i najpełniej wyartykułowanym nurtem sztuki w Polsce po 1989 r. Znawcy teatru wskazaliby pewnie na realizacje Warlikowskiego, Jarzyny i Klaty, krytycy literaccy na środowisko „BruLionu” i „brutalistów” („pokolenie porno”) w polskim dramacie. Hip-hop ma swoją wagę i nie chcę go klasyfikować przez porównania – czy byłby bliższy autentycznym, ludowym pieśniom dziadowskim z XVII w., anarchii dadaistów, buntowi wykluczonych z gett wielkomiejskich – na pewno stara się być antysystemowy i zignorować go jako zjawisko antropologiczne i kulturowe po prostu się nie da. Antologia powstała w klimacie renesansu nurtu rap, wywołanego powodzeniem filmu „Jesteś Bogiem” i pokazuje, że poważne instytucje kultury (centra, uczelnie) zaczynają tworzyć/ rejestrować obraz nurtów, dotychczas badawczo niedoinwestowanych: rapu, street artu; pewnie niedługo disco polo itd.
Czytanie antologii zaproponowałbym od „Słownika terminów” dołączonego do wydawnictwa. Teksty pisali dziennikarze i twórcy hip-hopu. Dialekt, którym się posługują bywa migotliwy, a rap – tak jak każdy dość zamknięty gatunek – wytworzył terminologię środowiskową. Mamy w obszernym leksykonie interesujący i porządkujący wstęp, kilka wywiadów, domykające publikację rozbudowane sylwetki kilkudziesięciu polskich twórców. Najciekawsza jest jednak część środkowa – kilkaset wyselekcjonowanych utworów. Waham się przed użyciem określenia (w stosunku do wielu) literackich, może o poetyce specyficznej..? Frapujące są przede wszystkim komentarze dodane pod strofami. Dotyczący „Scyzoryka” przywołałem w prologu artykułu. Te komentarze budują tkankę opowieści, charakteryzują antologię.
Dla kieleckiego czytelnika (autorzy podają, że bez mała nad Silnicą narodził się polski rap) ciekawostką mogą być anegdoty o dinozaurach – Liroyu, Wzgórzu Ya-pa-3, Borixonie i innych. Koterie, sojusze, obrazy, oskarżenia o zdradę ideałów. Dopiski lepią świat specyficznego kodeksu i nostalgicznej historii. Odniosłem wrażenie, że raperski świat, którego już nie ma. W większości skanalizowany przez komercję. Lecz przecież: To, co mówią w zazdrości, jest nieważne Włodi,/ tak jak to, że ktoś za klopsy graffiti robi.
Dominika Węcławek, Marcin Flint, Tomasz Kleyff, Andrzej Cała, Kamil Jaczyński, „Antologia polskiego rapu”, s. 502, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz