Łukasz
Rakalski
("Projektor" - 4/2016)
Doświadczamy
niezwykłego okresu, w którym wielkie wytwórnie płytowe chwytają się
przysłowiowej brzytwy, inwestując ogromne środki w kreowanie kolejnych gwiazd.
W tym samym czasie na pierwszy plan powoli wchodzą małe domy wydawnicze, takie
jak osławiony już ForTune, które odnajdują wciąż nowych, kreatywnych twórców.
Maciej
Fortuna, trębacz, wykładowca z Akademii Muzycznej w Poznaniu jest niezwykłym
przykładem artysty, który, mimo iż stanowi spiritus movens przemian na polskim
rynku, nie mieści się w żadnej z powyższych kategorii z jego najnowszym
albumem, o krótkim, lecz niedwuznacznym tytule „Jazz”.
Myślę,
że każdy miłośnik improwizowanych dźwięków potrafi wymienić przynajmniej
jednego z mistrzów lat 60., często określanych jako złota era jazzu. Mimo, iż
następne trzy dekady upłynęły pod dyktando trzech gigantów: Universal, Sony i
Warner, ich dominacja również zmierza ku końcowi, głównie dzięki rozkwitowi
Internetu. Do łask wróciły niezależne wytwórnie, które teraz mogą się
wyspecjalizować i promować muzykę dla wąskiego grona odbiorców. Oprócz tego, ze
zdobyczy technologii korzysta nowy typ muzyka pokroju Macieja Fortuny lub
Piotra Schmidta. Muzyka, który jest jednocześnie swoim producentem i wydawcą.
Album
„Jazz” to najnowsza z kilkunastu autorskich płyt Macieja, wydanych przez
Fortuna Records oraz czwarta z cyklu Maciej Fortuna Trio, zaraz po „Lost Keys”,
„Solar Ring”, „At Home”. Jego dość odważna formuła nie uwzględnia żadnego
instrumentu harmonicznego. W składzie oprócz trąbki znalazł się kontrabas
(Jakub Mielcarek) oraz perkusja (Frank Parker).
Dla
kogoś, kto zna doskonale brzmienie trąbki Macieja, jego lekkość i pełne polotu
frazy lub słyszał którekolwiek z jego koncertowych wykonań, „Jazz” może być
niemałym zaskoczeniem, jeśli nie rozczarowaniem. Utwory takie jak „Żebra
żubra”, „Cicha kuna” oparte są o mroczne brzmienia syntezatora, gdzie melodia
trąbki stanowi onomatopeiczny, drugi plan. Jest to ciekawy eksperyment, gdzie
powtarzające się schematy perkusyjne akompaniują jednej, wpadającej w ucho
melodii („Taniec wiewióra”). Instrumentaliści nie szukają wspólnego języka, muzyka
sprawia wrażenie skonstruowanej z kolejnych segmentów, przez co moim zdaniem
nawiązuje do stylistyki hip-hopowej, a tytuł albumu stanowi „puszczenie oczka”
w kierunku słuchacza. W tym kontekście duże wrażenie zrobiła na mnie liryczna
interpretacja melodii na kontrabasie w utworze „Homo naledi”.
Dla
mnie osobiście album „Jazz” to bardzo ciekawy przypadek, ponieważ jest
przykładem starań artystów, by muzyka stała się medium przedstawiającym wartość
samą w sobie i niezależną od wielkich wytwórni, czyli w praktyce od gustu
większości. Moim zdaniem jest także przykładem tego, że nieograniczona wolność
twórcy, który działa samodzielnie na każdym etapie produkcji, może zaowocować
eksperymentalnym produktem, który oddziałuje na słuchaczy i ukazuje jego
prawdziwe walory w małym stopniu.
Maciej Fortuna Trio, Jazz, Fortuna Records
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz