Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 3/2016)
Czas na ciężką i mroczną płytę Bloodiest. To kolejna
metalowa „supergrupa” stworzona z muzyków zespołów Sterling, Russian Circles i
Yakuza.
Nazywanie muzyki zawartej na najnowszym albumie
„metalem” jest trochę chybione. Dźwięki, które docierają do nas po włączeniu
albumu, przywodzą na myśl dział Swans, czy Neurosis.
Śpiew Bruce’a Lamonta brzmi podobnie, jak w Yakuzie,
ale dochodzi do tego rodzaj ekspresji, jaki znamy z The Birthday Party (Nick
Cave), czy The Jesus Lizard (David Yow). Mocno eksperymentalna, grana „na
dolnych rejestrach” muzyka poraża swoją głębią, wyzbytą ze zbędnego patosu.
Jest to post-metalowy eksperyment, który zawdzięcza dużo producentowi płyty,
członkowi grupy Minsk Stanfordowi Parkerowi.
W tej kapeli Bruce Lamont i Stanford Parker się
spotkali, nagrywając, między innymi, parę utworów kultowej kapeli Hawkwind.
Jedyne zastrzeżenie z mojej strony do najnowszej produkcji Bloodiest jest
takie, że Bruce, oprócz śpiewania mógłby pograć trochę na saksofonie, jak to
czyni, z powodzeniem, w macierzystej formacji Yakuza. Nie wiem też, czy jest
teraz dobry klimat na tak mroczne dźwięki. Czasy nie są za wesołe, a tu jeszcze
taka gigantyczna dawka dołujących gitar, potężnej perkusji, dusznego,
paranoicznego klimatu i zakręconych aranżacji.
I jak to jest zagrane! Polecam tę płytę gorąco. Jeśli
nie lubicie ćwierkających ptaszków, kobiet z broszkami, serialowych „Ukrytych
prawd”, płatków śniadaniowych i rocznicowych masówek, to jest płyta dla Was. A
jeśli takiej muzyki nie słuchacie, to może jest już czas na dobrą zmianę?
Bloodiest,
„Bloodiest”, Relapse Records, 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz