Mirosław Krzysztofek
("Projektor" - 4/2016)
Pogodę mamy ostatnio nieco saharyjską, więc fajnie będzie
posłuchać czegoś, co pochodzi z tych pustynnych rejonów. Płyta „Tikounemn” może
być dobrym początkiem poznawania zabójczo pięknej kultury muzycznej
saharyjskich nomadów.
Zawartość albumu zadowoli wszystkich, którzy poszukują
muzyki niebanalnej. Również miłośników niebanalnego rocka. Jest go tutaj bardzo
dużo. Solówki lidera kapeli, Nigeryjczyka Anana’a Harouna’a są pokręcone, jak
granie Toma Varleine’a z nowofalowej legendy Television za jej najlepszych
czasów.
Gdyby dodać anglosaski śpiew, pod względem aranżacji,
utwory nie różnią się zbytnio od niektórych dokonań grupy Queen Of The Stone
Age. Właściwie jest to muzyka Tuaregów z domieszką amerykańskiego białego
bluesa i rocka. Nie zapominając o popie.
Tradycją w muzyce tamtych rejonów jest niezbędny
„pierwiastek żeński” w postaci chórków i charakterystycznych dźwięków
kojarzących się z amerykańskimi filmami o Indianach, które oglądałem w
dzieciństwie. Albo z niemieckich westernów o Winnetou.
Wspomniany przez mnie kobiecy wkład w brzmienie grupy
zawdzięczamy wokalnym popisom aktorki Taulou Kiki znanej z głównej roli w
filmie „Timbuktu” Abderrahmane’a Sissako. Słowa śpiewane przez lidera i
gitarzystę grupy prawie zawsze mają to samo przesłanie: Peace and Respect. Niby
banalne, ale w jakże znaczące w dzisiejszych czasach.
Kel Assouf
„Tikounen”, Iglomondo, 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz