wtorek, 26 lipca 2016

Po drugiej stronie drzwi (Studium Instrumentów Etnicznych, "3.5.7.")

Emmanuella Robak
("Projektor" - 3/2016)
Studium Instrumentów Etnicznych to zespół, który stałym czytelnikom „Projektora” nie jest obcy. Na łamach magazynu pojawiła się już recenzja debiutanckiej płyty S.I.E „Tu nie ma miejsca na strach” (nr 2/2014), która otworzyła pewne drzwi. Za tymi drzwiami kryły się różne emocje, niespodzianki i nieprzewidywalne zwroty akcji.

Pierwsza płyta ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko – zespół stał się rozpoznawalny z uwagi na zupełnie nową propozycję łącznia pomysłów i dźwięków.

Dla przypomnienia czytelnikom, S.I.E to ośmioosobowa grupa muzyków, która swoją twórczość określa mianem psycho-folk. W ich muzyce można spodziewać się łączenia tradycyjnych, folkowych brzmień z psychodelicznymi propozycjami. Ten pomysł sprawdził się przy debiutanckiej płycie, czy sukces został powtórzony? Zdecydowanie tak.

Od wydania „Tu nie ma miejsca na strach” minęły dwa lata, które przyniosły wiele zmian. Rok 2015 upłynął S.I.E. na pracy związanej z nowym materiałem. Muzycy „dopieszczali” nagrania, by te ujrzały światło dzienne. Efektem tej ciężkiej pracy jest płyta pod tajemniczym tytułem „3.5.7.”, zawierająca dziewięć utworów. W wersji CD wydawnictwo ukazało się na przełomie kwietnia i maja.

W nowy świat S.I.E. wprowadza nas utwór „Moja mina”. I już na samym początku, znając wcześniejsze dokonania zespołu, zaskakuje nas zmiana. Poprzednia płyta była bardziej psychodeliczna, ta nowa jest bardziej refleksyjna, mniej niepokojąca, ale tak samo wielowarstwowa jak debiut. I ponownie – nagromadzenie dźwięków i pomysłów nie jest chaotyczne, a dokładnie przemyślane, uporządkowane. Trzeba naprawdę wielkich umiejętności, by móc w jednym utworze zawrzeć tak wiele dźwięków i jednocześnie sprawić, by wszystko było przejrzyste. Ale S.I.E. dokładnie wie, jak album powinien brzmieć i precyzja ta nie powinna zaskakiwać.

Płyta nie jest schematyczna, trudno przewidzieć, co przyniesie nowy utwór. Zmiany rytmu, mieszanie stylów, chwile ciszy (jak np., w tytułowym utworze), nagromadzenie wokali, chórki, szepty, to tylko niektóre cechy, które charakteryzują „3.5.7.”. Mnie osobiście do gustu przypadł utwór „Milica” – współbrzmienie wokalu męskiego i żeńskiego, sprawia tutaj niesamowite wrażenie. Dzięki temu utwór zostaje na długo w pamięci i ciężko się go „pozbyć”. Przebojowy okazuje się utwór „oberek” – kompozycja bardzo melodyjna, dzięki czemu również zapada w pamięć. Największą niespodzianką jest tytułowy „3.5.7”, jakby wizytówka zespołu i pokazuje czym jest psycho-folk w wydaniu S.I.E. Przemieszanie wokali, szeptów, pojedynczych dźwięków, jakby w rytm zegara, który nagle zatrzymuje się i zaczyna pracować od nowa – świetny pomysł i doskonałe wykonanie.

Na koniec płyty ośmiominutowy utwór „wiadomość”. Na początku słychać jakby urywki różnych informacji, które tworzą wspólne tło pewnej historii. Historia ta pobudza wyobraźnię słuchacza, który wraz z dźwiękami daje się ponieść fantazji.

Płyta została zrealizowana w United Records, za mastering odpowiada studio AsOne. Muzycy pragną również wydać ten materiał na winylu, po uprzednim masteringu, w kultowym Abbey Road Studios. Myślę, że pomysł ten jest strzałem w dziesiątkę, bo winylowe wydanie jeszcze podkreśliłoby kunszt tego materiału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz